niedziela, 7 kwietnia 2013

Autostopem przez Wietnam - Ewa


Jedziemy... autostopem...tralala!
Pół godziny nie minęło jak zlapalismy pierwszy transport prosto do Sajgonu.  Moja wiara w ludzi i Świat powstała z martwych. To już koleiny kierowca  który kiwa ze zrozumieniem głową i uśmiecha się czytając nasz list po wietnamsku. ( W liście tłumaczymy kim jesteśmy i jak podrozujemy.) Pakujemy się więc z Kamilem do przestronnej szoferki w której już znajduje sie trzech ludzi i klatka z ptakiem. Nam przydzielono dwuosobowe łóżko. Bo to nie jest zwykła ciężarówka,  tylko wielka,  prawdziwa amerykańska locha! Taka co króluje na szosie i budzi postrach a we wnętrzu zapewnia kierowcom maksimum wygody i przestrzeni. jechaliśmy już taka ok 400 km do Nha Trang.  Teraz przede nami podobny odcinek do przejechania.
Uwalilam się wygodnie na wyrku i podziwiam wietnamski krajobraz,  w kabinie panuje przyjemny chłód, ciężarówka sunie po szosie gubiac kilometry... czego wiecej chcieć?

Początki naszego autostopu nie były łatwe trzeba przyznać i zniecheceni jeździliśmy autobusami. Pierwsza miejscowośc w której sie zatrzymalismy to Hue-podobno artystyczne centrum Wietnamu, bardzo ciekawe ze względu na wielką,  piękną cytadele. Dotarliśmy tam wczesnie rano, kolo 5.00 gdy miasto wciąż spowijala ciemność więc rozłożyliśmy karimaty w parku cytadeli i przespalismy tak do 10. Wokół, miastowi uprawiali poranną gimnastykę i co drugi ciekawski przystawal by się nam przygladac. Pamiętam ich jak przez mgle. Na wpół otwartym,  zaspanym okiem widzialam jak pochylaja sie nad nami z niedowierzaniem i starają zawiązać rozmowę:)

W Hue spędziliśmy dwa cale dni i poczuliśmy sie trochę jak na wakacjach. Czas zwolnił, spacerowalismy sobie uliczkami cytadeli, robiąc przerwy na obiad, piwko czy zakupy. W naszym malym hotelowym pokoiku poczyniłam też pewne, niezbedne zabiegi: wyszorowalam sobie usyfioną karimate, wypralam wszystko co wymagało wyprania i radykalnie odchudzilam plecak - zbędne rzeczy przeszły na własność hotelu, a rzeczy wartościowe płyną statkiem do Polski.
Uprzatnęłam przestrzeń wokół siebie i od razu jakby mi sie w głowie poukladalo. Estetyka otoczenia ma ogromny wpływ na moje samopoczucie.

Kolejne trzy dni lenistwa spędziliśmy w Da Nang nad morzem, w hotelu z widokiem na plażę. Ale tym razem nic nie płaciliśmy! Byliśmy gośćmi Longa, który po znajomości wynajmuje hotelowy pokój wraz z salą konferencyjna na najwyższym piętrze, gdzie urządził swoje atelieur. Studiował sztukę w Pekinie i żyje teraz z malowania obrazów.  Większość z nich poświęcona jest muzykom i kapelom rockowym,  które uwielbia, ale te obrazy akurat nie są na sprzedaż. Long daje je w prezencie artystom podczas koncertów,  w zamian za co otrzymuje pałeczki do perkusji. Te pałeczki są dla niego ważniejsze nic cała reszta skromnego dobytku. Leżą na honorowym miejscu,  na stole w prawie zupełnie pustym pokoju :)
Od razu bardzo polubiliśmy naszego gospodarza - jest totalnie wyluzowany i ma nieszablonowy sposób postrzegania Świata. Czuliśmy się u niego bardzo komfortowo i naturalnie.  Codzienne razem zaliczalismy pyszne śniadanie składające sie z nadziewanej bułki i mrożonej kawy.
Czas płynie wolno w tym mieście. Mężczyźni prawie całe dnie grają w karty albo śpią unikając męczących upałów.  Wieczorami wszyscy wychodzą z domów,  posiedzieć przy mrożonej herbacie lub "soku z kija". I my także z  dnia na dzień nabieralismy sił i dystansu. Wypozyczylismy pewnego dnia, bardzo tanio, stary motorek i odwiedzilismy pobliskie, klimatyczne miasto Hoi An, wpisane na listę UNESCO, ze względu na zabytkową starówke. Urocze domki położone sa głównie nad rzeką,  wiec zdecydowalismy się na krótki rejs łodzią. Filmik i zdjęcia z tego wydarzenia pojawily sie juz na naszym fejsbukowym fanpejdzu:)
Potem grzalismy szybko następne 35 km do Mai Son, tylko po to żeby spóźnic sie 20 minut i odjechać z kwitkiem...strażnik byl nieugięty i nieprzekupny.
Spowrotem do Da Nang wracaliśmy już o ciemku. A nasz motorek,  chociaż był tani miał też pewne wady: brakowało mu świateł,  lusterek i sprawnych hamulców...jazda po nieoswietlonych drogach była nie lada wyzwaniem - musieliśmy trzymać sie innych motorkow ze sprawnymi reflektorami by oswietlaly nam jezdnie. Gdy wyjechalismy w koncu na główną drogę z latarniami odetchnelismy z ulgą.

Na chwilę tylko bo zaraz zatrzymała nas policja...
Już zastanawiałam się jak bardzo mogliśmy przekroczyć dozwoloną prędkośc (bo licznik też nie działał) i obliczalam ze smutkiem pieniądze na mandat.
Stanelismy i trzech policjantów doskoczylo do nas. Zaczeli głośno coś tłumaczyć. Pokazują na reflektor i gestykulują że nie działa. A no nie działa,  rozkladamy ręce i uśmiechamy się niewinnie. Policjanci mową ciała wyjaśniają że powinien działać. A my znowu słabym usmieszkiem odpowiadamy ze no tak, wiemy.  Policjanci cieszą się ze to zrozumieliśmy, klepią nas po motorze i każą jechać. Na koniec jeszcze kręcą głowami i cykają z wesołą dezaprobatą do Kamila, że nie powinien pozwalać mi prowadzić motor:)

Fajnie było i leniwie ale czas sie w koncu ruszyć. Oboje z Kamilem stwierdzilismy ze doszłam do wystarczającej równowagi emocjonalnej by znów spróbować łapać stopa:) I faktycznie - pozytywne podejście zaowocowało pozytywnym skutkiem! Niezwykle komfortowo (i za darmo) udało nam się dotrzeć następnego dnia rano do Nha Trang ( czyta sie nia dźian). Cały dzień przesiedzilismy na plaży,  kapiac się i opalajac.

Tu znów udało nam się znaleźć nocleg przez portal CS. Toan, Wietnamczyk który nas gościł, odstąpił nam swoje skromne mieszkanko i kazał czuć się jak u siebie. Sam spał z żoną i nowonarodzona córeczką u teściów. Mieliśmy też jego motor do własnej dyspozycji!
Kolejny gospodarz CS okazał sie świetnym człowiekiem! Przegadalismy razem wiele godzin przy kawie, zupie, piwie i papierze ryżowym;) Toan ujął mnie swoją miłością do Wietnamu i troską o nas.
Na pożegnanie nie chciał nas wypuścić z pustymi rękami. Wcisnął nam pake papieru ryzowego, żebyśmy mieli co jeść, zupki instant, swoj pracowniczy identyfikator na pamiątkę, szczoteczki do zębów i proszek do wybielania zębów!

Niektórych godpodarzy CS wspomina sie ze szczególnym rozczuleniem. Toan dołączył do tej grupy :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wstaw komentarz