piątek, 9 maja 2014

Znów na szlaku! Indonezja.

Miala byc Poludniowa Ameryka, ale jak to czasem bywa, wyszlo inaczej. Jest Indonezja. Jade z Agu lokalnym autobusem, gdzie wszyscy faceci jaraja fajki i przypominam sobie jak to jest podrozowac. Po 4-o miesiecznej przerwie mozna by sie odzwyczaic, ale u mnie chyba zostalo to we krwi. Bardzo szybko przestawiam sie z pysznego pieczywa z powrotem na ryz i nudle; z domowych wygod na podroznicze niedogodnosci. Zamienilam ciezki plecak na walizke (z powodow zdrowotnych) i musze przyznac ze to zmiana na plus! Jest wygoda, kregoslup nie wysiada. Teraz nawet nie wyobrazam sobie dzwigac na nowo plecaka.

Nasze pierwsze wrazenie  z Indonezji ma scisly zwiazek z gozdzikowym aromatem. Okazuje sie, ze wszystkie lokalne marki papierosow maja wlasnie zapach gozdzikowy. A ze pali sie tu na potege, zapach ten unosi sie wszedzie.  Na poczatku nawet nam sie to z Agu podobalo, przywodzilo na mysl Swieta, grzane wino...Ale po 16 h jazdy autobusem w dymie zmienilysmy nastawienie. Od teraz to Swieta beda nam sie kojarzyly z papierosami...


Dobijamy do Parapat, na polnocy Sumatry, skrajnie zmeczone, pogięte i smierdzace popielniczka. Marzymy o prysznicu, lozku i jedzeniu. Przyszedl w koncu czas skosztowac nowej kuchni. Po kilku dniach w Malezji gdzie opychalysmy sie pysznymi indyjskimi rotti z curry mozemy byc troche wybredne. Probujemy po kolei narodowych specjalow: nasi goreng i mie goreng, czyli... smazony ryz i smazone nudle. Niezbyt oryginalne dania jak na Azje ale jestesmy pozytywnie zaskoczone: smak nowy, troche inne przyprawy, makaron NIE RYZOWY a jajeczny, no i przede wszystkim BRAK KOLENDRY! Wow, to pierwsze panstwo w Azji gdzie nie laduja tego zielska do jedzenia. Fajnie, wiemy juz ze z glodu nie umrzemy.



Jezioro Toba, nad ktorym jestesmy powstalo 70 tys. lat temu w wyniku erupcji wulkanu.
Wraz z wyspą Samosir stanowi jedna z glownych atrakcji turystycznych na Sumatrze.
Tereny te zamieszkuja Batakowie, plemie o dosc ciekawej historii. Slyneli bowiem z kanibalizmu. Jedli swoich wrogow, wiezniow i ponoc nawet starych, niezdolnych do pracy krewnych.
We wsi Ambarita mozna zobaczyc kamienne krzesla i stol ofiarny na ktorym zabijano, cwiatrowano i jedzono ofiary. Krol wypijal krew, potem dzielil sie z Radą starcow  sercem, watroba i miesniami rak. Reszte wrzucali do jeziora, w ktorym nie mozna bylo sie przez tydzien kapac. Ostatnia taka akcja odbyla sie jeszcze pod koniec XIX w...



Spacerujemy po wyspie i nasza uwage stale przyciagaja piekne domki z fikusnymi dachami w ksztalcie bawolich rogow. Jak sie okazalo to budownictwo nie jest przypadkowe. Ma zwiazek z legenda o tym jak zli jawajczycy najechali bogu ducha winną ludnosc Sumatry. Madry krol by uniknac rozlewu krwi zaproponowal pojedynek bykow. Jawa wystawila wielkiego, silnego byka a Sumatra malutkiego byczka. Myk polegal na tym, ze byczka przed walka na tydzien odciagnieto od matki i przywiazano mu do rozkow sztylety.
W dzien walki byczek byl tak wyglodzony,ze ujrzawszy byka rzucil sie do jego podbrzusza szukajac mleka. Oczywiscie podziurawil go smiertelnie i wygral walke.

Indonezja ma z pewnoscia jeszcze wiele do zaoferowania. Z niecierpliwoscia czekamy na kolejne smaczki.

Ewa



niedziela, 4 maja 2014

przygoda w Tajlandii czesc 2- aagu



 Ze wzgledu na wymagania wizowe zmuszona bylam co 2 miesiace opuszczac teren Tajlandii, co nie ukrywam zawsze mnie cieszylo, hehe. Tym sposobem wrocilam jeszcze 2krotnie do Laosu (raz ponownie z Ewa), nastepnie odwiedzilam Singapur oraz Malezje. Zawsze udalo mi sie tak zorganizowac ze mialam i czas na zwiedzanie :) Singapur nalezacy do jednego z najczystrzych azjatyckich panstw w wiekszosci jest betonowym ale bardzo zadbanym miejscem. Jest kilka przyjemnych parkow do odwiedzenia oraz co dla mnie bylo najlepsze..wyspa Santosa z piekna piaszczysta plaza, trasami trekingowymi po dzungli, aquaparkiem, parkiem przygod a nawet Universal Studio. Najwyzszy budynek w miescie z basenem zewnetrznym na 58 pietrze rowniez zrobil na mnie niezle wrazenie. Malezja to wciaz nieodkryty teren. Pierwsza wizyta byla tylko w Kuala Lumpur gdzie oczekujac na odbior wizy zwiedzilam okolice i z nowo poznanymi "Malaysian backpackers" pobliskie wodospady.


Nieswiadomie zupelnie, trafilam na slynny na calym swiecie "festiwal wegetarianski" podczas ktorego wszyscy gleboko wierzacy hindusi, wprowadzajac sie w trans narkotykowy kalecza swoje ciala w imie wiary. Byla to najdziwniejsza rzecz jaka do tej pory widzialam. Ulice w czesci miasta byly poblokowane a na nich kumulowaly sie tysiace ludzi. Rozstawione byly namioty gdzie mozna bylo ogolic glowe, kupic waze z mlekiem od "swietej krowy", oraz zrobic piercing ciala. Niekiedy cale rodziny stawaly w kolejkach.Waze z mlekiem umieszczalo sie na glowie i dwoma rekoma nalezalo ja trzymac. I nie bylo by w tym nic strasznego gdyby nie fakt ze szlo sie tak kilka kilometrow, skladajac dary w "Batu Cave" znajdujacej sie wysoko w skalach. Zadni mocniejszych wrazen, wkuwali sobie na calych plecach haki z lancuchami do ktorych przymocowane byly jadace na kolach wielkie oltarze z obrazami, owocami i swiecami. Wiekszosc z nich miala zespol pomocniczy i dopingujacy. Kilka osob gralo na bebnach, kobiety rzucaly kwiaty, ktos tanczyl i spiewal. Sam moment przekuwania cial byl niesamowicie dziwny. Tuz po przekuciu wiekszosc z nich wygladala jakby cos w nich wstapilo. Nienaturalnie rozszerzone oczy, trzesace sie ciala, dziwne spiewy i tance w kolku. Aby nie bylo widac krwi zasypywali ochotnika popiolem. Ludzie zjezdzaja sie tam juz o 3 w nocy  i koncza nastepnego dnia.

 Pomimo dwoch etatow byl i czas na przyjemnosci. Staralam sie nie proznowac, hehe. Ze wspomniana juz ekipa nauczycieli jezdzilismy na plaze, na pobliska wyspe koh chang, a w ciagu tygodnia wraz z Long Ting (chinka, moja wspollokatorka) i Lala (amerykanka) jezdzilysmy na wycieczki rowerowe wokol jeziorka. Stalo sie rowniez tradycja ze co srody odbywaly sie babskie spotkania tzw "www" ( wonderful women's wednesday :p).

Mialam tez okazje poplywac z delfinami, a podczas odwiedzin mojej siostry spedzilysmy kilka dni w sanktuarium sloni opiekujac sie nimi.Odwiedzilysmy takze swiatynie z tygrysami lecz to miejsce niestety nie przypadlo nam do gustu..widzac meczace sie tygrysy  wciaz faszerowane duza iloscia tabletek. Tygrysy w wiekszosci nie mialy sily nawet wstac co bylo wykorzystywane do robienia zdjec "na nich". My zrezygnowalysmy z tej opcji, jedynie poszlysmy do malutkich tygryskow pokarmic je mlekiem z butli i pobawic sie z nimi. echh ale mysl, ze czeka je taka sama przyszlosc jak ich rodzicow nie wprawiala w dobry humor.
Na zakonczenie wizyty siostry wybralysmy sie takze na wyspe Koh Tao, gdzie obie po raz pierwszy sprobowalysmy nurkowania. Zakochalam sie w podwodnym swiecie pelnym niesamowitych kolorow oraz zyjatek. Zolw plynacy tuz obok tylko zachecil do kolejnych nurow.
Semestr szkolny obejmowal rowniez okres swiateczny, takze tym razem swieta Bozego Narodzenia obchodzilam poza domem.Ze wzgledu, ze w Tajlandii buddyzm jest glowna religia, nie mielismy co liczyc na wolne od szkoly.Nie bylo jednak najgorzej, wszyscy zdecydowalismy sie zapoznac studentow z zachodnia kultura, sluchajac na lekcjach koled, robiac kartki swiateczne, piszac listy do "gwiazdora" a nawet wymieniajac sie upominkami!
Nauczycielska ekipa spedzilismy takze kolacje wigilijna. A nawet 4, hehe. Nawet choinke znalezlismy! Ze wzgledu na mix kultur niektore potrawy wigilijne byly dla mnie nowoscia..szaszlyki, lasagnia, spaghetti na slodko, kurczak pieczony, owoce morza, ziemniaki w mundurkach z maslem.Ja przygotowalam rowniez barszcz, pierogi, rybe smazona oraz salatke warzywna.
Procz ozdobek choinkowych za wystroj swiateczny robily tez balony i serpentyny :) spora roznica byla takze pogoda..pierwsze swieta obchodzone w krotkim rekawku przy temp 24 stopni :D, o tak! Lubie!
                               

Tak w skrocie mozna podsumowac moj pobyt w "Panstwie Usmiechu" :D

czwartek, 1 maja 2014

Edukacja w Tajlandii- agu

Witam wszystkich zainteresowanych naszymi osobami.Po dosc dlugim nieoczekiwanym pobycie w Tajlandii czas wyruszyc ponownie w nieznane. Czas spedzony tam byl niesamowicie obfity w nowe doswiadczenia, znajomosci i doznania. Nadal potrafi mi sie lezka w oku zakrecic wspominajac, nie ukrywac tu bede te bardzo dobre czasy. Edukacja w Tajlandii jak juz kiedys wspominalam znacznie odbiega od jakichkolwiek standardow a z pewnoscia polskich realiow. Z jednaj strony jest to niekonczacy sie temat, a drugiej w sumie prosty i szybki. Postaram sie choc troche uchylic rabka tajemnicy. W Tajlandii poziom nauczania jest bardzo niski. Kazdy "zagraniczniak", ktory podejmuje tu prace ma wyzsze priorytety i ogromne checi. Tak samo bylo ze mna. "Ja ich naucze, mi sie uda".Patrzac z perspektywy 9 miesiecy bycia nauczycielka, jedyne co udalo mi sie osiagnac to sympatia wielu uczniow (ALE  nie wszystkich i ze wzajemnoscia niestety).  Trzeba sie z tym pogodzic, ze uczniowie po prostu nie chca sie uczyc, nie maja dyscypliny..ale mozna to zauwazyc u pokolen. Cala Tajska populacja ukierunkowana jest na radosc, beztroske..wiec skoro ich rodzice tak do tego podchodza to czemu oni maja byc inni? Tajscy nauczyciele sprawiaja wrazenie bardzo zaangazowanych..ale w glownej mierze chodzi im jedynie o konkursy, zawody, przedstawienia..natomiast egzaminy..pff. - "nie zdali..wymysl im jakas kare, moga posprzatac nasz pokoj nauczycielski albo pobiegac wokol szkoly..nie koniecznie musi to byc zaliczenie materialu..".
"No i postaraj sie zeby wszyscy zaliczyli". rece opadaly. Opowiadalam im jak to w Polsce wyglada, jaka dyscyplina, jakie obawy jak nie zdasz egzaminu, ze rodzice beda wezwani, ze to wstyd... nie przekonywalo ich to jednak do zmian.Zatem co przyszlo mi zmienic..moje podejscie :) I przestroga dla kolejnych smialkow, ktorzy zechca tu byc nauczycielami..nie irytuj sie, ze nic nie wiesz, ze tajscy nauczyciele Ci nic nie mowia, maja zebrania tylko po tajsku, wymagaja od Ciebie czegos na wczoraj..WYLUZUJ, ZAAKCEPTUJ I ZAPOMNIJ.
Ja zaakceptowalam, gryzac sie wielokrotnie w jezyk i cieszac z kazdej mile przeprowadzonej lekcji. W koncu dzieki mozliwosci pracy jako nauczycielka mialam swietna okazje doskonalic swoja znajomosc angielskiego przygotowujac sie do zajec, prowadzac korepetycje, a takze zobligowana bylam do zdania egzaminu i uzyskania angielskiego certyfikatu oraz licencji nauczyciela. Nie zaskocze tu nikogo mowiac ze korzystanie z obcego jezyka kazdego dnia non stop jest najlepsza nauka. Same wiec pozytywy :)
Kilkukrotnie pojechalam tez na wycieczki szkolne zwiedzajac inne zakatki Tajlandii i majac okazje poznac uczniow prywatnie.Najwiecej radosci mialam jednak spedzajac czas z innymi nauczycielami.Mielismy naprawde swietna ekipe.Mieszanka roznych narodowosci doskonale dogadujaca sie wzajemnie. Moje trzy siostry z  Chin, USA i Filipin pozostana w moim serduchu na zawsze♡ do tego chlopcy z Anglii, Australii, Iranu i Filipin byli idealnym uzupelnieniem grupy!