Czterej podróżni to my,
rzecz jasna, a naszym piątym towarzyszem jest smalec – zapakowany
w Polsce, jedzie z nami od początku drogi. Pojawia się na
wszystkich naszych posiłkach i nawet wsiadł z nami do pociągu!
Powoli zaczęliśmy traktować go jak swojego kompana.
Co do kolei: w pierwszym
momencie, tuż po wejściu do pociągu byliśmy lekko przerażeni: po
pierwsze ilością ludzi, po drugie ilością miejsca (tak go było
mało). Ale jak poupychalismy bagaże, rozłożyliśmy materace na
„leżankach” to nie było już tak źle. Pociąg ruszył :) Było
niesamowicie gorąco! Pierwsze godziny musieliśmy się wręcz
przyzwyczajać do tak wysokiej temperatury. Ubieraliśmy krótkie
spodenki i krótkie rękawki, a w nocy można było spokojnie spać
pod prześcieradłem lub nawet bez. Czas zadziwiająco szybko mijał,
to się coś zjadło ( głównie sucharki i obwarzanki, lecz jako
danie obiadowe królował niezastąpiony Vifon :D), to się muzyki
posłuchało, pogadało, podrzemało, przez okno popatrzyło, a
wieczorem piwko (w ukryciu) i tak dni mijały :) Dwa razy nawet film
obejrzeliśmy - mieliśmy kilku widzów na gapę, hehe,
nic przecież nie rozumieli, niewiele widzieli, ale chyba zadziwiał
ich sam fakt ruchomego obrazu i dźwięku:)
W
pociągu większość Rosjan, jedna para chyba europejska, dużo
Kitajców (tak po rusku mówi się na chińczyków :]), trochę
Mongołów, Kazachów, Kirgizów i my. Ekipa nie bardzo dbała o
higienę... Ale dzięki temu przynajmniej nie było dużych problemów
z kolejkami do toalety:). Rosjanie dużo kaszlą (wydają przy tym
takie dźwięki, że mieliśmy wątpliwości czy to nie jakie stwory
z kosmosu), są chyba schorowani, wykończeni wódką i papierosami.
Widać to na zalanych, ciemnych, zniszczonych twarzach. Jedzą,
chodzą na papierosa lub leżą na wyrkach a ich brudne stopy wystają
w przejściu.
Co do przekonań, że w
kolei transsyberyjskiej trzeba mieć zdrową wątrobę żeby się
integrować i nadążyć z piciem to już zamierzchłe
czasy! Teraz "Panie Wagonowe" pilnują i nie ma
picia! Choć kto sprytniejszy- umiejętnie ukrywa procenty pod
poduszką i w odpowiednim czasie sięga kieliszkiem do flaszeczki,
hehe tak sobie ruskie pijaczyny dawały rade - na śniadanie, obiad i
kolacje wódeczka! Ale tylko dwa pierwsze dni. Potem wódka się
skończyła:P
Każda nacja miała swój
ściśle określony repertuar posiłków. Rosjanie na śniadanie,
obiad i kolacje jedli: kiełbasę, zalewaną zupkę instant i chleb.
Kitajce makarony, jakieś swoje sosy i zupy instant na sucho.
Najbardziej wyróżniali się jacyś europejczycy: mieli kanapki z
sałatą, pomidorem, ogórkiem, do tego sałatkę w plastikowym
pudełeczku. My po polsku: na śniadanie chleb ze smalcem, polską kiełbasą, serkiem,
pasztetem, na obiad ciepły Vifon a na wieczór jakieś zagryski:
paluszki itp. Poznasz kraj po jedzeniu:)
Na niektórych stacjach stali Rosjanie z przeróżnymi towarami do sprzedania. Głównie oferowali jedzenie: pierogi, upieczone udka kurczaka, kiełbasy, schabowe i do tego ugotowane ziemniaki z gara (!), jakies zawijane ciastka, chips'y i inne przkąski. Można też było nabyć piwo i pamiątki...
Za oknami głównie lasy
brzozowe, gdzieniegdzie śnieg. Przez pierwsze dwa dni nic innego nie widzieliśmy. Na
trzeci dzień krajobraz zaczął się nieco zmieniać – pojawiały
się drewniane wioseczki, pola, stepy i górki. Mijaliśmy po drodze
kilka większych miast: Perm, Omsk, Nowosybirsk itd. Wszystkie miasta
całkiem niedawno wybudowane, trochę na modłę Moskiewską –
wielkie, szare budynki, brak kolorów i porządku.
Choć dobrze nam było w
pociągu; ciepło i przytulnie, nadszedł czas by ruszać dalej – a
dokładnie zatrzymać się i wysiąść:) Kolej dokulała się do
Irkucka, a nasz gospodarz już czekał na nas na dworcu.
Świetnie się czyta Wasze relacje. Śledzę na bieżąco ;) Pozdrawiam serdecznie!!!!!
OdpowiedzUsuńDorota L-D
Nie ma już ''integracji alkoholowej'' w takim pociągu? Szkoda, nie?;)
OdpowiedzUsuń