czwartek, 1 listopada 2012

Czterech podróżnych i szmalec czyli przeprawa koleją transsyberyjską!


Czterej podróżni to my, rzecz jasna, a naszym piątym towarzyszem jest smalec – zapakowany w Polsce, jedzie z nami od początku drogi. Pojawia się na wszystkich naszych posiłkach i nawet wsiadł z nami do pociągu! Powoli zaczęliśmy traktować go jak swojego kompana.

Co do kolei: w pierwszym momencie, tuż po wejściu do pociągu byliśmy lekko przerażeni: po pierwsze ilością ludzi, po drugie ilością miejsca (tak go było mało). Ale jak poupychalismy bagaże, rozłożyliśmy materace na „leżankach” to nie było już tak źle. Pociąg ruszył :) Było niesamowicie gorąco! Pierwsze godziny musieliśmy się wręcz przyzwyczajać do tak wysokiej temperatury. Ubieraliśmy krótkie spodenki i krótkie rękawki, a w nocy można było spokojnie spać pod prześcieradłem lub nawet bez. Czas zadziwiająco szybko mijał, to się coś zjadło ( głównie sucharki i obwarzanki, lecz jako danie obiadowe królował niezastąpiony Vifon :D), to się muzyki posłuchało, pogadało, podrzemało, przez okno popatrzyło, a wieczorem piwko (w ukryciu) i tak dni mijały :) Dwa razy nawet film obejrzeliśmy - mieliśmy kilku widzów na gapę, hehe, nic przecież nie rozumieli, niewiele widzieli, ale chyba zadziwiał ich sam fakt ruchomego obrazu i dźwięku:)
W pociągu większość Rosjan, jedna para chyba europejska, dużo Kitajców (tak po rusku mówi się na chińczyków :]), trochę Mongołów, Kazachów, Kirgizów i my. Ekipa nie bardzo dbała o higienę... Ale dzięki temu przynajmniej nie było dużych problemów z kolejkami do toalety:). Rosjanie dużo kaszlą (wydają przy tym takie dźwięki, że mieliśmy wątpliwości czy to nie jakie stwory z kosmosu), są chyba schorowani, wykończeni wódką i papierosami. Widać to na zalanych, ciemnych, zniszczonych twarzach. Jedzą, chodzą na papierosa lub leżą na wyrkach a ich brudne stopy wystają w przejściu.

Co do przekonań, że w kolei transsyberyjskiej trzeba mieć zdrową wątrobę żeby się integrować i nadążyć z piciem to już zamierzchłe czasy! Teraz "Panie Wagonowe" pilnują i nie ma picia! Choć kto sprytniejszy- umiejętnie ukrywa procenty pod poduszką i w odpowiednim czasie sięga kieliszkiem do flaszeczki, hehe tak sobie ruskie pijaczyny dawały rade - na śniadanie, obiad i kolacje wódeczka! Ale tylko dwa pierwsze dni. Potem wódka się skończyła:P

Każda nacja miała swój ściśle określony repertuar posiłków. Rosjanie na śniadanie, obiad i kolacje jedli: kiełbasę, zalewaną zupkę instant i chleb. Kitajce makarony, jakieś swoje sosy i zupy instant na sucho. Najbardziej wyróżniali się jacyś europejczycy: mieli kanapki z sałatą, pomidorem, ogórkiem, do tego sałatkę w plastikowym pudełeczku. My po polsku: na śniadanie chleb ze smalcem, polską kiełbasą, serkiem, pasztetem, na obiad ciepły Vifon a na wieczór jakieś zagryski: paluszki itp. Poznasz kraj po jedzeniu:)












Na niektórych stacjach stali Rosjanie z przeróżnymi towarami do sprzedania. Głównie oferowali jedzenie: pierogi, upieczone udka kurczaka, kiełbasy, schabowe i do tego ugotowane ziemniaki z gara (!), jakies zawijane ciastka, chips'y i inne przkąski. Można też było nabyć piwo i pamiątki...

Za oknami głównie lasy brzozowe, gdzieniegdzie śnieg. Przez pierwsze dwa dni nic innego nie widzieliśmy. Na trzeci dzień krajobraz zaczął się nieco zmieniać – pojawiały się drewniane wioseczki, pola, stepy i górki. Mijaliśmy po drodze kilka większych miast: Perm, Omsk, Nowosybirsk itd. Wszystkie miasta całkiem niedawno wybudowane, trochę na modłę Moskiewską – wielkie, szare budynki, brak kolorów i porządku.

Choć dobrze nam było w pociągu; ciepło i przytulnie, nadszedł czas by ruszać dalej – a dokładnie zatrzymać się i wysiąść:) Kolej dokulała się do Irkucka, a nasz gospodarz już czekał na nas na dworcu.





















2 komentarze:

  1. Świetnie się czyta Wasze relacje. Śledzę na bieżąco ;) Pozdrawiam serdecznie!!!!!

    Dorota L-D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma już ''integracji alkoholowej'' w takim pociągu? Szkoda, nie?;)

    OdpowiedzUsuń

Wstaw komentarz