Pobyt u naszych gospodarzy w Moskwie dobiega końca, a my jeszcze nic o tym nie napisaliśmy. Śpieszymy zatem z nadrabianiem zaległości
W umówionym miejscu o umówionym czasie spotkaliśmy się z Andreem. Zabrał nas swoją japońską furą do domu na przedmieściach. Chociaż jak to sam powiedział od zeszłego roku jego okolica należy już do „centrum Moskwy” ( od Placu Czerwonego dzieli ją zaledwie 40 km.;)))
Mieszkańcy domu i zarazem nasi gospodarze (oboje o tym samym imieniu - Andrey) przywitali nas ciepło, nakarmili pysznym, sybirskim barszczem i zorganizowali „wieczorek zapoznawczy”;) Po kilku szklankach pszenicznego piwa odkryliśmy, że nasze języki jednak są bardzo podobne – należy jedynie unikać wymawiania polskich głosek (ł, ń, ę, ą, ó, itp…)
Jeden Andrey jest fotografem, drugi Andrey zajmuje się obrabianiem zdjęć. Oboje przybyli do Moskwy z Syberii, mają długie włosy, dużo podróżują, pracują kiedy chcą, są niesamowicie wyluzowani i pozytywni. Andrey B. pasjonuje się łucznictwem – ma profesjonalny sprzęt i dał nam się pobawić w Robin Hood’ów. Trzeba przyznać, że szło nam całkiem nieźle, mimo paru strzał wbitych w dywan rozwieszony za tarczą...
Do centrum Moskwy wybraliśmy się dopiero na trzeci dzień pobytu. Pierwsze dni poświęciliśmy na regenerację, pielęgnację i pranie. W sprinterskim tempie zaliczyliśmy Plac Czerwony i spacer po ulicach stolicy.
Kto był w Moskwie wie jaka jest. Kto nie był w Moskwie może zobaczyć zdjęcia w internecie. Komu się podoba Moskwa temu się podoba. Kto się Moskwą nie zachwycił może przybić nam piątkę;) Chcieliśmy zobaczyć Moskwę i to zrobiliśmy. Na takim komentarzu poprzestaniemy.
Jutro już wsiadamy do kolei transsyberyjskiej więc następny post pojawi się dopiero za parę dni!
Jutro już wsiadamy do kolei transsyberyjskiej więc następny post pojawi się dopiero za parę dni!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wstaw komentarz