środa, 20 marca 2013

Zaległy tekst odnośnie tarasów ryżowych w Chinach :)


W poszukiwaniu ryżu ;p

Kolejna przerwa w Guilinie oparła się jedynie na wymianie ubrań i ruszaliśmy dalej. Znów wczesnym rankiem udaliśmy się na autobus i tym razem pojechaliśmy na północ Guilina na Longsheng Rice Terraces. Przerzucani przez kierowców z jednych busów do następnych dotarliśmy na początek trasy. Wyposażeni w wodę, batony i naładowane aparaty wystartowaliśmy. Trasa rozpoczyna się w najbardziej turystycznej wiosce, więc na początku jedyne widoki jakie mogliśmy podziwiać to stoiska z pamiątkami tudzież z przekąskami. Pierwszy raz proponowano nam szczury, do wyboru z grilla lub wędzone..Odmówiliśmy sobie tym razem tą przyjemność ;) Im dalej od wioski robiło się przyjemniej. Godzina była na tyle wczesna, że większość tarasów pokrywała mgła ale z czasem i z wysokością opadała w dół, odkrywając przed nami ogromne pola ryżowe. Maszerując pomiędzy nimi po raz kolejny uśmiech nie schodził nam z twarzy. W pewnym momencie dwie miejscowe kobiety zaczęły nas zagadywać, że będą naszymi przewodniczkami. Słyszeliśmy o tym wcześniej, że często miejscowi w ten sposób chcą wyciągnąć pieniądze od obcokrajowców. Mimo naszej odmowy wędrowały za nami. Trwało to już dobre pół godziny, kiedy jedna wkońcu zrezygnowała ale druga twardo dotrzymywała nam kroku. Tłumaczyliśmy, że nie mamy pieniędzy i nie potrzebny nam przewodnik ale ona kiwała głową, że ok, i , i tak szła za nami. Trzeba przyznać, że trasa okazała się zupełnie nie oznaczona i w końcu Pani przewodnik się przydała :) Z uśmiechem od ucha do ucha, dumnie kroczyła przed nami z ogromną gałęzią na ramionach (znalazła po drodze i uznała, że jej się przyda w domu ;)) Dowiedzieliśmy się od niej, że wszystkie lokalne kobiety mają tutaj długie włosy. Ona również takie miała i z radością nam je pokazała. Faktycznie długość była oszałamiająca. Nacodzień włosy są owinięte materiałem i zwinięte w kok. Z tego co wyczytałam najdłuższe włosy kobiety w ich wiosce (o nazwie Huangluo) mają długość 1.75cm . Kobiety bardzo często spotykają się razem nad rzeką, śpiewają piosenki i pielęgnują swoje włosy. Trasa mijała w bardzo miłej atmosferze. Kiedy doszliśmy do wioski naszej przewodniczki, zaproponowała nam posiłek u siebie w domu. To był jej cel, zabierając nas ze sobą, ponieważ posiłek był płatny ;) Nie zmienia to faktu, że jeść trzeba, cena była przystępna więc wszystko dobrze się ułożyło ;). Rozpaliła ognisko na środku pokoju, i zaczęła przyrządzać pyszne, lokalne specjały. Mikołaj był bardzo zadowolony, ja przed kolejnymi 3h marszu zrezygnowałam jednak z posiłku. Kobieta zadbała również o to żebyśmy mieli gdzie spać w kolejnej wiosce. Zadzwoniła najprawdopodobniej do kogoś ze swojej rodziny i powiadomiła, że niebawem z nią tam dotrzemy. Wyruszyliśmy ponownie w trójkę w dalszą drogę. Krajobraz wciąż robił na nas wielkie wrażenie. W połowie drogi spotkaliśmy się z druga kobietą. Wyglądało to mniej więcej jak przekazanie nas, jej. Kobiety przedyskutowały między sobą co i jak, pokazały nam wizytówkę pensjonatu, powiedziały cenę i ruszyliśmy dalej. Pierwsza z nich pożegnała się z nami i zawróciła do swojej wioski. Nowa przewodniczka, tak samo jak pierwsza, również zarzuciła na siebie ogromny drewniany pal i szła przed siebie. Dochodząc do wioski robiło się już ciemno, więc pomysł zostania tam na noc był jak najbardziej poprawny. Właścicielka pokazała nam dostępne pokoje (wszystkie były wolne :) ) i po kilkunastu minutach mieliśmy już swój, z najpiękniejszym widokiem z balkonu :) Nadszedł czas na relaks po długim dniu.
Nazajutrz, pamiętając jak zamglone były tarasy o wczesnej godzinie, postanowiliśmy wstać trochę później. Jak się okazało, nasza docelowa wioska znajdowała się jedyne 30min od nas więc śpieszyć się nie było po co. Wolnym krokiem, podziwiając jeszcze tutejszą architekturę i wszechobecne tarasy doszliśmy do miejsca skąd odjeżdżał już nasz autobus. Ciekawe przedstawienie dało jeszcze stado kóz, które zbiegło z gór na parking dobiegając do wszystkich będących tam koszy na śmieci i robiąc sobie z ucztę ze śmieci znajdujących się w środku :D. Powrót mieliśmy dość pechowy. Autobus, którym jechaliśmy złapał gumę i musieliśmy czekać na ekipę aby mogli wymienić koło. Na szczęście czas nas nie nagli więc i to nie było takie straszne ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wstaw komentarz