Agu:
Wczoraj spotkała mnie miła niespodzianka. Przechadzając
się po tutejszym targowisku, zaczepiły mnie dwie młode Chinki pytając czy mogę
im zrobić zdjęcie. Nie mając nic przeciwko temu, zrobiłam im kilka zdjęć.
Okazało się, że mówią po angielsku (tzn. chińskim angielskim, a uwierzcie mi,
że jest spora różnica :p) i zaczęły mnie wypytywać skąd jestem. Rozmawiało się
całkiem miło i po chwili powiedziały, że wybierają się na tradycyjna ceremonię
parzenia herbaty i zapytały czy nie chciałabym się przyłączyć. Nie mając nic
ciekawszego do roboty skorzystałam z zaproszenia. Poszłyśmy do tutejszego old
town- nie popularnego wśród turystów jedynie dla miejscowych. Okazało się
również, iż w tym miejscu ceremonia, odprawiana jest także tylko dla
miejscowych. Dziewczyny jednak poprosiły Mistrza ceremonii żebym mogła uczestniczyć
i wyraził zgodę :) Odbywało się to w małym pokoiku, na środku którego stał,
równie nie wielki stolik z 4 krzesłami.
Wyznaczono mi środkowe miejsce, które ponoć jest przeznaczone dla VIP
(no coś w tym jest ;p).
Zaczynamy! Na samym początku Mistrz opowiedział nam o
znaczeniu liczb i na tej podstawie wybierało się ilość herbat do degustacji
(liczba 6 odpowiada za harmonię, miłość i prawdę, liczba 8 dotyczy sukcesu i
dążenia do celu, 9 daje kontrolę nad własnym losem i wpływ na losy innych ludzi
i 11 ostatnia proponowana liczba jest bardzo romantyczną liczbą, gdyż uznają,
że jest to połączenie kobiety i mężczyzny, co przy zbliżeniu dłoni układa się w
serce (echhh ten chiński romantyzm;P ). Dziewczyny zdecydowały żeby tym razem
zadbać o miłość i harmonię ;) Całość przeprowadzana była w języku chińskim ale
moje towarzyszki zadbały o to żebym i ja rozumiała co się dzieje. Mistrz ceremonii przygotował niezbędne naczynia i filiżanki- każda z herbat jest
inaczej zaparzana, w innej temperaturze i często w różnych naczyniach. Głównie
korzystał z 3 częściowego naczynia zwanego Gaiwanem (są jeszcze takie 2
częściowe). Jest to ponoć również znaczące. W wypadku 3 częściowego, przykrywka
jest niebem, spodek ziemią, a czarka człowiekiem, więc wszystko zgodnie z naturą.
Przed każdym zaparzeniem dostawałyśmy najpierw herbatę do
powąchania i słuchałyśmy o jej zaletach i przeznaczeniu (oczyszczająca z
toksyn, przeciwnowotworowa, dobra na trawienie, na wzrok, na cerę, dająca
energię, pomagająca gubić zbędne kilogramy,
itp.) Podczas pierwszego zaparzenia, Mistrz postawił na środku niewielką
figurkę tzw "ojca herbaty" (jest kilka legend związanych z odkryciem herbaty,
nam akurat opowiedziano o cesarzu Szen Nung. Odpoczywał on pod krzakiem dzikiej
herbaty równocześnie gotując wodę dla celów zdrowotnych (Ewa już wspomniała o
namiętnym piciu ciepłej wody w Chinach). Wiatr poruszył gałęziami i kilka
listków wpadło prosto do naczynia z wodą. Po spróbowaniu uznał, iż jest to
bardzo smaczne, odżywcze i usuwa zmęczenie).
W podzięce za dar herbaty, figurka została nią polana, i
dopiero po tym my mogłyśmy jej skosztować.
Przed każdą degustacją należało po raz kolejny powąchać herbatę oraz
stuknąć się filiżankami z pozostałymi osobami uczestniczącymi, mówiąc przy tym Gambej-co oznacza: do dna (napisałam to tylko tak jak się wypowiada,
gdyż daleko mi do pisowni chińskiej:p)
Filiżanka trzymana powinna być dwoma
palcami od boków i jednym od spodu. Uznaje się także zasadę, że filiżanki osób
młodszych podczas stuknięcia nie mogą być na tym samym poziomie co pozostałe.
Powinny być poniżej, wyrażając tym samym szacunek do osób starszych.
Po spożyciu herbaty wspomagającej odmładzanie cery,
dostałyśmy wskazówki aby rolować twarze
filiżankami, w której ona była podana (jako jedyne były one wąskie i
wysokie). Było to dość dziwne, ale trzeba przyznać, że nawet przyjemne ;)
Wszystkie herbaty były pyszne. Każda miała zupełnie inny aromat i smak. Między innymi próbowałyśmy herbaty z jaśminu
w połączeniu z zieloną, herbaty z płatków róż i stokrotek, oraz oryginalną
czarną herbatę (okazała się ona najbardziej cenioną i zarazem najdroższą
herbatą. Jej drzewa są ponoć trudno dostępne, znajdują się często na zboczach
stoków lub klifów. W pewnej części Tajwanu ludzie bojąc się o życie przy jej
zrywaniu, wytresowali swego czasu małpy aby zbierały jej liście). Żadna z nich
nie zawierała cukru, lecz dwie, przede wszystkim ta zawierające płatki kwiatów
były tak słodkie, że można by się pokusić o stwierdzenie, iż zostały posłodzone.
Ostatnia opowiedziana przez Mistrza historia dotyczyła chińskiego symbolu
herbaty.
Dowiedziałyśmy się,że jego poszczególne części oznaczają
coś innego. Górna część to same liście herbaty, poniżej jest człowiek a pod nim
drzewo. W całości patrząc odczytuje się to jako człowieka wspinającego się na
drzewo aby zerwać liście. Na sam koniec Mistrz postawił na stole tym razem
figurkę syna cesarza Szen Nung, którą także polał, lecz tylko wodą. Ku naszemu
wielkiemu zdziwieniu my również zostałyśmy "oblane" tą wodą, ponieważ w figurce
była dziura, co dawało efekt jakbyśmy zostały "obsiusiane" przez małolata :D.
Ponoć robi się to na szczęście ;) Muszę przyznać, że naprawdę bardzo miło, a
przede wszystkim ciekawie spędziłam ten czas. Cała ceremonia, mimo tego że była
odpłatna była warta swojej ceny. Jeśli będziecie mieli kiedyś okazję uczestniczyć w takim wydarzeniu to powinniście skorzystać ;) Kolejny dzień
spędzony bardzo pozytywnie ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Wstaw komentarz