piątek, 14 czerwca 2013

czy to jest dżungla? Agu


Znowu z łatwością dotarłyśmy do Luang Namtha. Na miejscu zaczynamy się rozglądać za wycieczką do dżungli, bo po opowieściach Michała i Pawła mamy ochotę tego doświadczyć. Spotykamy dziewczynę z Kanady z która byłyśmy wcześniej nad wodospadem. Ona także z dwójką przyjaciół rozglądają się za wycieczką. Jeśli grupa jest większa płaci się mniej, stąd pomysł połączenia sił. Mimo tego ich wybór był dla nas za drogi więc szukamy dalej. Trafiamy na dwie Francuzki i postanawiamy się do nich przyłączyć.
Agencja informuje, że będzie nas 8 więc koszta znacznie zmalały. Świetnie, rano ruszamy! Nasz kierowca i przewodnik już na nas czekają. Wsiadamy w czwórkę do wozu i nagle ruszamy. Okazuje się że będziemy jednak w mniejszym gronie za tą samą kwotę :). Dobra nasza! Na pobliskim targowisku przewodnik kupił dla nas jedzenie i wodę. Następnie w pobliskiej wiosce dosiada się do nas dodatkowych 2 przewodników. W 7 osobowym składzie ruszamy w trasę. Przewodnicy wyposażeni w maczety idą z przodu aby
ewentualnie torować drogę. Początek spokojny głównie wzdłuż rzeki. Jedynie każdy po kolei poślizgnął się na kamieniu wpadając butem do wody, hehe. Kolejny odcinek nie był już tak przyjemny..wspinaliśmy się ostro pod górę. Biorąc pod uwagę temperaturę, wilgotność powietrza i nasze nie zbyt małe bagaże, trzeba przyznać że łatwo nie było. Przyroda zmienia się wokół, jednak my wciąż mamy wrażenie, że spacerujemy po jakimś europejskim lesie. Nawet trochę jak w Kórniku wokół jeziora..? kiedy mijamy
lasy bambusowe i docieramy do drzew gigantów, w końcu czujemy się egzotycznie. Jest tam bardzo głośno. Zwierzęta i owady wydają tak dużo odgłosów, że ma się wrażenie jakby były to jakieś maszyny... piły w tartaku. Po kilku godzinach zatrzymujemy się na dłuższą przerwę z lunchem. Dziś szef kuchni serwuje wodorosty rzeczne, pędy bambusa, ostre papryczki, a to wszystko z dodatkiem lepkiego ryżu. Dwóch przewodników po tym odcinku wracało z powrotem zatem teraz jedynie w 5 ruszyliśmy w dalszą
drogę. Trasa lżejsza, bo z górki. Po drodze widzimy plantację kauczukowców z zamontowanymi małymi miseczkami na pniu. Przewodnik opowiada nam jak wygląda proces zbierania kauczuku.  Zdobywamy więc kolejne nowinki. Późnym popołudniem docieramy do maleńkiej wioski, w której planowany jest nocleg. Już na wejściu obskoczył nas dzieci nie dając oddechu do końca pobytu tam. Mimo wszystko było to przyjemne widząc ich prawdziwą radość z grania balonem czy przeglądania zrobionych zdjęć. Dzieci
towarzyszyły nam również podczas kąpieli w rzece popisując się przy tym swoimi umiejętnościami pływackimi. Nasz przewodnik kolejny raz wykazał się swoimi zdolnościami kulinarnymi serwując nam pyszną zupę z kwiatów bananowców (zdobytych podczas dzisiejszego trekkingu między innymi przez Ewę) oraz wieprzowinę z zieloną fasolką i czosnkiem. Od rana znów niespodzianka, banany w cieście, do tego kawka. Możemy startować dalej! Uparcie namawiam przewodnika żeby znalazł ogromne pająki. Widzieliśmy
kilka ładnych, dużych, nietypowych pająków ale ja chciałam jeszcze większych. Przewodnik w końcu zaczął wkładać ręce do ogromnych gniazd w ich poszukiwaniach, niestety bezskutecznie. Nie ma co i tak zasłużył na podziw z naszej strony. Dzisiejsza trasa była krótsza, choć nie koniecznie łatwiejsza. Podsumowując. Ze względu na ekipę jaką szliśmy było bardzo miło. Spacer także uznam za przyjemny, co nie zmienia faktu, że spodziewałyśmy się czego innego. Chciałyśmy ciągłego przedzierania się przez
ściany zrośniętych lian i korzeni drzew, a nie zaznałyśmy tego wielokrotnie. Myślę, że jeden dzień byłby wystarczający. Za pieniądze wydane na tą przyjemność, można było ze spokojem zrobić co innego. Słyszeliśmy od innych ludzi, że połączenie jednodniowego trekkingu i jednego dnia kajaków robi większe wrażenie. Kto wie, może jest to pomysł na kolejny raz. Wracamy do Luang Namtha, gdzie następnego dnia docierają Kamil z Mikołajem. Zbliża się dzień wygaśnięcia naszych laotańskich wiz, więc decydujemy się na opuszczenie tego magicznego kraju.

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wstaw komentarz