czwartek, 2 maja 2013

Kambodżańska duma- Angkor. Agu




Po leniwie spędzonym czasie na wybrzeżu, wracamy do zwiedzania. Docieramy do Siem Reap, czyli miasteczka wypadowego dla wszystkich turystów do słynnego Angkoru. Pełni sił ruszamy rowerami do tego chwalonego przez wszystkich kompleksu miejskiego. Angkor jest jednym z finalistów do stworzonej nowej listy cudów świata, jednak nie znalazł się w grupie 7 najważniejszych. Nie zmienia to faktu, iż jest wpisany na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO. We współczesnym języku khmerskim jego nazwa oznacza „święte miasto”. Angkor uznany jest za największe miasto na świecie w okresie sprzed rewolucji przemysłowej. Trzeba przyznać, że cały jego teren jest ogromny. Zaliczając wszystkie zbiorniki wodne, tereny leśne, zespoły świątynne, współczesny park archeologiczny, miasta obszar ten obejmuje ponad 400 km2. Jak widać mieliśmy co robić na tych rowerach. Obawiałyśmy się trochę z Ewą, że ze względu na swoją „niezwykłość” może być on zatłoczony licznymi grupami turystów, ale nie było tak źle. Udawało się nawet zrobić zdjęcia bez drugo-planowców ;P. Bilety były dość drogie ponieważ jednodniowa wejściówka kosztowała nas 20$, ale zdecydowanie było warto. Zaczęliśmy od najsłynniejszej, a zarazem największej świątyni, mianowicie Angkor Wat. Piękna doskonale zachowana. Idąc powolnym krokiem cieszyliśmy nasze oczy. Ze względu na zbyt krótkie spodenki ja i Ewa, nie zostałyśmy wpuszczone na górne piętra. Trochę przesadzili, były one minimalnie przed kolano, ale ze zrozumieniem poczekałyśmy na chłopaków na dole. Angkor Wat został zbudowany jako świątynia hinduistyczna, którą później zmieniono na buddyjską. Ostatecznie powrócono do jej pierwotnego hinduistycznego charakteru.
Na całym terenie znajduje się ok 36 obiektów, to też przez 9h jeździliśmy i zwiedzaliśmy co się dało. Niektóre z nich to jedynie ruiny, ale i tak robiły niesamowite wrażenie. Pozostało wiele pięknych płaskorzeźb, posągów i malowideł. Te dalej położone od wejścia, dla nas wydawały się ciekawsze. Największe zainteresowanie wzbudziły w nas pozostałości świątyń owinięte wielkimi korzeniami drzew. Najwięcej takowych znajdowało się w ostatnim przez nas odwiedzonym Ta Prohm. Jest to miejsce rozpoznawalne przez wielu z nas, dzięki nakręconemu tu filmowi Tomb Raider. Zawiłe przejścia, drewniane mostki, olbrzymie drzewa wyglądające jakby chciały owinąć całe budynki, to właśnie scenografia z tego filmu.
Przez większość czasu towarzyszyły nam dzieci, chcące sprzedać nam pocztówki, książki i inne pamiątki. Chcąc pochwalić się znajomością angielskiego odliczały od 1 do 10 (tyle właśnie pocztówek było w pakiecie). Starsze dzieci chcąc nas zaskoczyć, pytały skąd pochodzimy i następnie szybko podawały stolicę. Naprawdę imponujące. Szkoda tylko, że wykorzystują tą wiedzę jedynie do sprzedaży. Po kilku godzinach decydujemy się na krótką obiadową przerwę. Zbliżając się do knajpek, przy każdym z nas biegnie inne dziecko, zachęcając do przyjścia do konkretnego lokalu. Obeszliśmy wszystkie, znajdując najlepszą ofertę. Najbardziej zawiedziona była towarzyszka Ewy, która na koniec kiwając niechętnie głową powiedziała.. „oj lejdii”. Tak miło, a zarazem męcząco spędziliśmy ten długi dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wstaw komentarz