wtorek, 8 stycznia 2013

Święta w tropikach. Ewa i Kamil


Nareszcie! Chinskie Hawaje czyli tropikalna wyspa Hainan!
Było się nacierpieć żeby w końcu tu trafić i wygrzać kości!
Ostatnia wiadomość kończyła się na przemokniętym, dziurawym bucie. A było to tak dawno temu ! Jeszcze w Gulinie, w "czasach zimna":)
Świat stanął nam na głowie przez ostatnie trzy tygodnie.  Do Was w końcu przyszła zima, a my w końcu trafiliśmy do "ciepłych krajów" i spędziliśmy Święta w tropikach!
W Chinach,  gdzie chrześcijanie są jedynie odłamkiem i Boże Narodzenie praktycznie nie istnieje, o atmosferze świątecznej trzeba niestety zapomnieć. Chińczycy nie obchodzą Świąt i tylko na rzecz zachodnich klientów w marketach stoją choinki a w tle słychać świąteczne szlagiery.
Jak na takie warunki, my znaleźliśmy się w wyjątkowej sytuacji- spędzając Święta wśród chrześcijan. 
Najpierw, w gorączkową świąteczną atmosferę wprowadzili nas Evelyn i Bill,  którzy gościli nas u siebie na początku naszego pobytu w Sanya. To młode chińskie małżeństwo jest niezwykle.  A pisząc "niezwykle",  mam m na myśli "inne niż zwykle";) w wielkim uproszczeniu można powiedzieć że są bardzo zachodni; bardziej niż na Chińczyków przystało.  Po pierwsze są chrześcijanami i to już jest zupełnie niechińskie! Poza tym, świetnie mówią po angielsku,  lubią zachodnią kuchnię,  w podróży poślubnej byli zagranicą, a za rok chcą udać się w podróż dookoła Świata i PRZEDE WSZYSTKIM - nie lubią ciepłej wody! Może to wydawać wam się śmieszne,  ale wszystkie wymienione przeze mnie rzeczy zupełnie odbiegają od tutejszych norm.
Weźmy dla przykładu ciepłą wodę. Każdy Chińczyk wie,  bo ma to wpojone od dziecka, że ciepła woda jest dobra na wszystko. Na katar, na grypę,  na ból brzucha i zęba, na zły humor, miesiączkę,  na zmęczenie i niepogodę. Ciepła woda ma zastosowanie zarówno w leczeniu, w prewencji, jak i w rekonwalescencji. Pije się ją często i prawie wszędzie, a także służy jako poczęstunek dla  gości i interesantów w biurach, instytucjach czy poczekalniach. Picie ciepłej wody jest dla Chińczyków swojego rodzaju  tradycją. Pomyśleć by można, że jej NIE PICIE  uchodzi za zdradę!
Nasi Chińczycy jednak łączą w sobie najlepsze cechy swojej kultury z nowoczesnym zachodnim stylem życia.
Cały przedświąteczny tydzień Evelyn co wieczór jeździła do kościoła na próby występów Bożonarodzeniowych.  Oczywiście nie omieszkaliśmy raz wybrać się z nią, by zaspokoić ciekawość:) akurat była to próba chóru. Repertuar muzyczny inny niż się spodziewaliśmy, ale przebieg i charakter próby taki jak wszędzie;)
Jako że Evelyn jest muzykalna i lubi kulinarne ciekawostki, w domu stoi fortepian, a także jest maszyna do pieczenia chleba! Więc pomimo upału i żaru na dworze, dźwięki brzdękanych przeze mnie polskich kolęd i zapach świeżego chleba wprowadzał nas w domowo-świąteczny nastrój.
Same Święta spędziliśmy wśród Włochów.  Tak nam się poszczęściło, że znaleźliśmy sobie tu pracę we włoskiej restauracji.  Z wielu powodów nie było możliwości do tradycyjnego świętowania, ale miło było chociaż usłyszeć "Merry Christmas" w Bożonarodzeniowy Poranek:)
Sami z Kamilem zorganizowaliśmy sobie Święta.
23ego, poszliśmy do kościoła na bożonarodzeniową msze zobaczyć w końcu owoc tych długich przygotowań. Jest to chiński kościół chrześcijański i ZNACZNIE odbiega od naszych wyobrażeń. Mieści się po prostu w bloku, na parterze,  nie ma ani ołtarza ani niczego co można znaleźć w polskim kościele:) przez pierwsze 45 minut mszy ludzie śpiewają na rozgrzewkę, potem przychodzi ksiądz i przez 1,5 h tłumaczy poszczególne, wybrane na ten dzień wersety z Biblii, przerywając tylko na głośne, wspólnie wykrzyczane Alleluja! Brak innych trwałych elementów mszy. Komunie przyjmują raz na miesiąc jak nam Evelyn powiedziała. Tak wygląda normalna niedzielna msza.
Ta świąteczna, na którą się wybraliśmy 23ego, zaczynała się bogatą oprawą artystyczną. Były tańce,  układy do piosenek, śpiewy i występy. Jedno za drugim, baaardzo dużo.  A wszystko wesołe i radosne, zupełnie jak na Dzień Matki w przedszkolu.
Nie mieliśmy czasu by zostać do końca,  więc zmyliśmy się po 2 h, a występy jeszcze trwały.  Po mszy zorganizowano w kościele Świąteczny Lunch dla wszystkich parafian. To podobno taka tradycja.
W Wigilię przełamaliśmy się z Kamilem arbuzem (z dostępnych nam artykułów spożywczych, ten wydawał się najodpowiedniejszy) i wymieniliśmy się prezentami. Kamilowi chiński Gwiazdor przyniósł paczkę słodkości (made im China) a mi przepiękny zestaw do korespondencji-kartki i kopertki:)
Złożyliśmy sobie życzenia,  poprzytulaliśmy się i poszliśmy na  Świąteczną Kolację przygotowana przez szefa kuchni. A była to pyszna włoska pizza!:)
Po powrocie połączyliśmy się z rodziną na Skypie. Oni dopiero szykowali się do Wigilii,  a my byliśmy już "po pasterce";)  przestrzegliśmy ich przed świątecznym obżarstwem, bo wiedzieliśmy że się nie opłaca.  Byliśmy już w przyszłości;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wstaw komentarz