niedziela, 27 stycznia 2013

Agu: Mówcie mi szczęściara!


I znów przekraczam granicę Chińska. Udało się przejść bez kolejek. Dotarłam bezproblemowo na autobus jadący do Sanya. Jest dobrze. Znów jest to autobus leżankowy więc podróż minie wygodnie. Trasa miała zająć jakieś 16h, ale niestety troszke się przedłużyła... do 21h przez przeprawę promową, która właśnie zajęła 5h. Po drodze miłe zaskoczenie, w cenie biletu mam nawet zagwarantowany obiad :D super! Rzecz jasna w całym autobusie byłam jedyną białą osobą i na dodatek jedyną mówiącą po angielsku.
Kierowcy jednak postanowili się mną zaopiekować i zaprosili mnie do swojego stolika. Ha! I znów mi się udało. Poczęstunek podany kierowcą nieznacznie różnił się od pozostałych. Był lepszy! :D Jedźmy dalej. Po upływie 21h docieramy szczęśliwie do Sanya. Oczy mi się śmieją widząc piękne słoneczko na dworze. Uradowana, czym prędzej wybiegłam z autobusu. Ogarnęła mnie dzika radość kiedy mogłam spakować do plecaka kurtkę i polar. Ruszajmy zatem w poszukiwaniu jakiejś nazwy ulicy aby móc napisać Ewie gdzie się znajduję, skąd ewentualnie można mnie odebrać ;) Ale co to! Nie mam komórki! Przeszukałam dokładnie każdą kieszeń, rozpakowałam plecak i jej nie ma! To się nie dzieje! Czym prędzej wróciłam więc na dworzec, podejrzewając, że pewnie wypadła mi na siedzenie w autobusie. Biegam, szukam między busami ale niestety mojego autokaru już nie ma.... prawdopodobnie pojechał już z powrotem.. Do moich poszukiwań przyłączył się pan z ochrony. Próbował się nawet skontaktować z tamtą firmą transportową ale niestety bezskutecznie. Jestem w kropce. Nie wytrzymałam. Emocje dały górę i z moich oczu zaczęły wylewać się łzy. Co robić? Nie znam adresu, nie wiem jak się skontaktować z Ewą i Kamilem ponieważ nie znam na pamięć ich chińskich numerów telefonu. Znam tylko nazwę restauracji i dzielnicę w jakiej są. Po chwili stwierdziłam, że nie ma co tak siedzieć tylko trzeba pokombinować! Trafiłam na przystanek autobusów i zapytałam ludzi o numer autobusu jadący do tej dzielnicy. Po chwili byłam już na miejscu. Ale co dalej, gdzie iść? Na ulicach jest tutaj mnóstwo rosyjskich turystów zatem zaczęłam ich zatrzymywać i pytać o drogę. Na moje nieszczęście, nikt nie znał tej restauracji. Odwiedziłam również pobliski hotel lecz oni także nie wiedzieli o czym mówię. Poszukiwania trwały dobrą godzinę. Udało się!! Widzę szyld Marco Polo :D Ewa z Kamilem czekali już na mnie, Przywitał mnie również szef restauracji Franko i pracująca tu także Chinka Lucy. Ze smutkiem opowiedziałam im co się wydarzyło ale wewnętrznie już się pogodziłam ze stratą. Próbowaliśmy jeszcze dzwonić na mój numer i o dziwo był wciąż sygnał lecz ktoś rozłączał połączenie. Żeby przestać myśleć o tym przykrym wydarzeniu, po chwili odpoczynku i pysznym obiedzie przygotowanym przez Ewe postanowiłam zacząć pracę. Powiedzieli mi, że po części (pomijając zgubę) to i tak jestem szczęściarą ponieważ jeszcze dwa dni temu nie było pewne czy będzie dla mnie praca. Ale jest:D! Dodatkowo zyskałam swój osobisty, wielki pokój z piękną łazienką, który we wcześniejszych planach miałam dzielić z dwoma Chinkami. Są zatem pozytywy ;) Dwa dni po feralnym dniu.. odczytuję maila o treści: ?witam. Wziąłem telefon. Jestem gotów zostać zwrócone do Ciebie. Pytam teraz, jest jeszcze w Sanya.?
Moja kochana siostrzyczka wysłała na mój telefon smsa z informacją kim jestem i że jeśli ktoś znajdzie ten telefon aby skontaktował się ze mną na maila. Zadziałało :D :D Od razu odpisałam i czekałam na kolejny rozwój zdarzeń. Komunikacja nie była łatwa, bo jak widzicie wiadomość były pisane przy pomocy translatorów ale co najważniejsze pojawiła się nadzieja :D Zostało ustalone spotkanie na za dwa dni ale przed spotkaniem jeszcze poproszono o kontakt z nim (nią?) Wspomniana wcześniej Lucy aby ułatwić mi nie co sprawę zadzwoniła i rozmawiała po chińsku. Okazało się, że dodzwoniła się do jednego z kierowców pracujących na dworcu autobusowym. Kierowca przyznał, że znalazł mojego iphona i go zabrał. Widział mnie również, jak wróciłam tego dnia aby go szukać ale w tedy jeszcze nie myślał o zwrocie... Później jak zobaczył, że płaczę ruszyło go sumienie..
Jednak i tak nie podszedł. Po powrocie do domu dał telefon córce, aby wybadała kim jestem, skąd itd. Wtedy właśnie odczytali smsa od mojej siostry i napisali maila ;) Ustaliliśmy żebym przyjechała na dworzec odebrać telefon ale aby upewnić się, że to na pewno ja, kazano mi wrócić w miejsce w którym to właśnie płakałam :p W try miga pojechałyśmy więc z Lucy na dworzec i czekałyśmy. Przyszła córka z matką. Żeby nie było za prosto, zrobiono mi jeszcze jeden test :D Trzymając telefon za plecami, prosiła abym powiedziała co mam ustawione jako tapetę :D Odpowiedź, iż jest tam ustawione zdjęcie z przyjaciółmi (na OZ ;p) przyniosło zwycięstwo. Zwrócono mi zgubę :D Wciąż nie dowierzałam. Zgubić komórkę i to iphona w tak ogromnych Chinach i mimo wszystko go odnaleźć. Rodzinka nie chciała nic w zamian, jednakże postanowiłyśmy z Lucy, że nie wielkie znaleźne będzie miłym gestem. Dodatkowo zaprosiliśmy ich wszystkich do naszej restauracji któregoś dnia ;p Historia ta, potwierdza jedno piękne stwierdzenie. Są na tym świecie dobrzy ludzie, a niektórzy z nas są wielkimi szczęściarzami ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wstaw komentarz