środa, 27 marca 2013

Moje chwile słabości ;)


Wysiedliśmy z autobusu,  kierujemy się do luku bagażowego. Kilku Wietnamczyków już na nas czeka.
-Hello!
-Hello!
-Motorbike?
-No, thank you
-Taxi?
-no thank you
-...
-Motorbike?
-No
-A! Hotel! Hotel? Hotel?
-No, thank you
-Where you from?
-from Poland
-Poland?
-Yes
-Motorbike?

Bierzemy plecaki i wychodzimy z dworca. Aż do wejścia odprowadza nas grupa nowych znajomych chcących nam pomóc za wysoką CENĘ.  Za dworcem wymiana: nasza ekipa wraca, ale pojawiają sie nowi. Otwierają ręce na nasz widok,  jakby witali sie za starymi znajomymi.
-Hello! !!
Pytam Kamila czy to jego kumple. Ale zaprzecza.
-Where do you go?
-Yyyy...
-Motorbike?
-No, thank you
-Taxi?
-No, thank you. Where is the bus stop?
-No bus! No bus! Where do you go?
-To.......(wymieniamy nazwę miejscowości)
-O.K! Yes, yes! Come with me!
-...where?
-Come,  taxi, O.K, O.K! - pan silnie nas obejmuje i prowadzi do auta.
-No, we want to go by bus.
-No bus! No bus! There is no bus! Taxi!

Czyli do ...... nie jeżdżą autobusy?
Ale po 5 minutach podjezdza autobus z nazwą naszej miejscowości za szybą.
Nasz przyjaciel odchodzi zrezygnowany.

Kontynuujemy podróż. Mam katar, cieknie mi z nosa, oczy pieką,  głowa pęka.  Na dworze upalnie i wilgotno, ciuchy kleją się do ciała a brud mogę kulać sobie po skórze. W pomieszczeniach i autobusach wieje lodowata klima, albo podmuchy wpadające przez pootwierane okna urywają głowę. Co jest zbawienne przy tej gorączce,  ale też zgubne dla zdrowia.

Pewnego dnia budzę się rano z jakąś potężną kluską w buzi. Zastanawiam się kto sobie żarty w nocy ze mnie urządza, ale okazuje się jednak ze nikt, że to moja,  osobista kluska.  Ząb,  ósemka poczuł zew i zapragnął w końcu ujawnić się Światu. Przez ranek nie mogę wykonać pełnego zgryzu, po południu opuchlizna w koncu trochę maleje.  Dobra, już ja cię znam, mówię do zęba,  krzyku narobisz i i tak nic z ciebie nie będzie,  od 4 lat się wykluwasz a wciąż cię nawet dobrze nie widać.
Dałam upust irytacji i złość mi przeszła. Ale ząb wziął sobie moje gorzkie słowa do korzenia...

Dzień,  dwa, trzy...ząb się pcha, rozsadzając mi czaszkę.  Decyduję sie na antybiotyk. Trudno,  mus to mus, nieznosze antybiotyków ale bólu jeszcze bardziej.

Jeździmy z miejsca do miejsca, kierując sue na południe. Próbowaliśmy stopa,  ale każdy kierowca chce siano. Długo zajmuje tłumaczenie i po pierwszym dniu już braknie mi cierpliwości.

W każdym mieście, na każdej ulicy, w każdym zakątku znajdzie się ktoś kto bardzo cieszy się na nasz widok i chce nam pomóc.
-Hello!
-Where do you go?

-Hello!  Motorbike?
-Where you from?
-Very cheap! One hour, one hour! Very cheap money!

-Hello!  Taxi?

Wietnamczycy są w gruncie rzeczy mili, bardzo ciekawi i otwarci. Chcą pogadać, dowiedzieć się skąd jesteśmy. Często naprawdę chcą nam pomóc, nieraz już zresztą ich pomocy doświadczylismy.
Ale jak idzie siebie z ciężkim plecakiem któryś kilometr, pot spływa z czoła,  w sklepie nie mają napojów z lodówki, milion motorów trąbi na raz cały dzień,  w knajpie podają ci wstrętną zupę z rybą,  której wcale się tam nie spodziewasz, plecak śmierdzi bo ostatnio w luku bagazowym leżał w jakiejś wodzie, szukasz autobusu lub hotelu a "przyjaciele" kłamią ci w żywe oczy ze autobusu nie ma albo podaja oceny z kosmosu tylko dlatego ze jesteś turysta, ząb boli cię już nieprzerwanie piąty dzień i co pół minuty słyszysz HELLO, HELLO, HELLO, to po  prostu wychodzisz z siebie!

Coraz bardziej sie wkurzam... zastanawiam się czemu tak łatwo daję się wprowadzić z równowagi..? Coraz częściej jestem niemiła i na każde HELLO reaguje coraz gorzej...
Przyszedł kryzys.
No tak.  Za chwilę Święta,  jestem poza domem już ponad 5 miesięcy,  jest gorąco,  kasa sie kończy a my ganiamy po Wietnamie jak szaleni. O.K. to całkiem normalne.  Kryzys czasem przychodzi po to żeby potem odejść. Ma do tego prawo.
Ufff..z tą świadomością przychodzi akceptacja i robi mi się trochę lżej. Ale postanawiamy zatrzymać się na dłużej w jakimś miłym miejscu na wybrzeżu żeby odpocząć i złapać równowagę.

Gdy byłam młodsza często uciekałam do Świata marzeń żeby poprawić sobie samopoczucie. Gdy było mi źle,  kładłam się w cichym miejscu,  zamykałam oczy i dawałam sie ponieść fantazji. W zależności od wieku były to różne wyobrażenia: jak mam najlepszą Barbie na osiedlu, jak wygrywam konkurs recytatorski, jak chłopaki się o mnie biją, jak mam super ciuchy i cała szkoła mi zazdrości,  albo jak jadę do Afryki badać dzikie zwierzęta.
Postanawiam wypróbować ten sprawdzony sposób. Opieram się wygodnie o oparcie autobusowego siedzenia, zamykam oczy...i już po chwili kolorowe obrazy przewijają się jak przezrocza.
... Bułka grahamka z Tęczy...umm...masło...i ...i... żółty ser. Tak! Zatapiam miękko zęby w kanapce, skorupka chrupie delikatnie...mniam...pokarm tańczy w buzi; smak sera, masła i pieczywa doskonale się ze sobą spaja tworząc pyszną, mokrą kulkę, którą połykam z uwielbieniem.
Kolejny kęs. Ziarna pieczonego słonecznika pękają pod naciskiem zębów...umm, jakie dobre,  jakie słone...
Kolejny... nie, tym razem smaruję bułkę majonezem i posypuję szczypiorkiem...tak..hehe, mniamm...

Czas leci, a ja się uspokajam. Na twarzy pojawia się uśmiech i odprężenie.
Gdy wysiadamy z autobusu i otacza nas wieniec doradców już wcale się na nich nie wściekam,  grzecznie dziękuję za wszystko i odchodzę posyłając ciepłe spojrzenie na pożegnanie.

Oni nigdy nawet nie widzieli takiej grahamki z Teczy.


Ewa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Wstaw komentarz